Jak rozmawiać z dziećmi o finansach?

Prawidłowe postawy konsumenckie u naszego dziecka należy kształtować już w dzieciństwie. Nawet kilkulatka możemy nauczyć szacunku do pieniędzy. O tym jak zachęcać dzieci do oszczędzania oraz do edukacyjnych zabawach opowiedziała nam psycholog i terapeutka dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska.

Interia: Adrianna Piórkowska: Jak powinniśmy rozmawiać z dziećmi o finansach?

Reklama

- Dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska: Przede wszystkim językiem dzieci. Nie można im nagle zacząć wykładać o funduszach inwestycyjnych czy zawiłościach podatkowych i walutowych. To jest bardzo trudne nawet dla dorosłych. O finansach należy rozmawiać tak, jak o innych tematach, w których dziecko, czy chce czy nie chce, w jakimś sensie uczestniczy. Kilkulatek słyszy, czym dorośli się zajmują i czym się martwią. Z dziećmi warto rozmawiać nie tyle o finansach, jako o dziale ekonomii, ile o pieniądzach. To one mają przecież największe znaczenie dla małego człowieka. Trzeba o nich mówić i to dosyć otwarcie. Tłumaczyć, że pieniądze się zarabia, że czasem się je dziedziczy. Należy podkreślać, że są wartością materialną, a ich brak może spowodować obniżenie standardu życia. Mogą to zrozumieć dzieci nawet 4-, 5-letnie. Świetną okazją do rozmowy o pieniądzach są dziecięce zachcianki.

Czy w takiej sytuacji lepiej dać dziecku pieniądze, czy zachęcać je do oszczędzania?

- A czy osobie dorosłej lepiej dać pieniądze, czy zachęcać ją do oszczędzania? U dzieci to działa tak samo. Oczywiście dorosły ma więcej doświadczenia. Dziecko na pewnym etapie nabywa wiedzy o świecie na podstawie przekazu dorosłych, nie może samodzielnie zweryfikować niektórych danych. Ale najmłodszych można wprowadzać w świat finansów dosyć wcześnie, jak tylko nauczą się liczyć. Nawet przedszkolaki mogą podejmować proste decyzje. Trzeba się zastanowić, czy zachcianek dziecka nie da się wykorzystać do pokazania mu pewnego zjawiska. Należy nauczyć dziecko, że jeśli będziecie wspólnie oszczędzać, to będziecie mieli więcej pieniędzy, a tym samym większy wybór. W tym sensie oszczędzanie można dosyć wcześnie wprowadzić do świadomości dziecka. To zresztą dotyczy nie tylko pieniędzy, ale także innych dóbr. Należy wytłumaczyć dziecku, że jeśli nie będzie niszczyło ubrań czy innych przedmiotów, nie będzie trzeba kupować nowych. Zaoszczędzone pieniądze można przeznaczyć na kino dwa razy w miesiącu. Podkreślajmy, że jeśli nie wyda od razu wszystkiego na słodycze, będzie mogło spełnić jakąś trwalszą potrzebę. Dzieci bardzo wcześnie można wprowadzać w kontrolowanie własnych zachcianek. Dzięki temu będą miały lepszą okazję do samopoznania, uświadomienia sobie na bardzo dziecinnym poziomie, co naprawdę lubią i jest dla nich wartościowe. Przykładowo, jeśli dziecko bardzo chce kupić pisemko z obrazkami, można mu wytłumaczyć, że jeśli zrezygnuje z zachcianki i uzbiera potrzebną kwotę, rodzice kupią mu książkę o tym samym. Przedszkolak będzie miał możliwość dokonania wyboru. Czy lepiej dostać coś ulotnego natychmiast, czy uzbierać więcej pieniędzy na trwały i bardziej wartościowy przedmiot? Dziecko samo nauczy się podejmować takie decyzje. Oczywiście jest to kwestia treningu i powtórzeń. Jednak na ogół najmłodsi szybko się uczą, doskonale wyciągają logiczne wnioski, że oszczędzanie przynosi korzyści.

Czy do kształtowania pozytywnych postaw konsumenckich i przedstawiania ekonomicznych mechanizmów można wykorzystywać popularne zabawy np. w sklep?

- Oczywiście. To jest wspaniały trening. Podczas zabawy w sklep dziecko może podejmować świadome działania. Nie bez znaczenie są też branże, w których działamy podczas zabawy. Co ciekawe dzieci, które spędzają czas z babciami często bawią się w aptekę albo cukiernię. Natomiast maluch, który przebywa pod opieka ojca, będzie miał sklep z narzędziami. Lepiej prowadzić dziecko w kierunku nowoczesnego świata, a nie tego, który już zanika. Bawić się w sprzedawanie pralek, a nie placuszków.

Czy powinniśmy dążyć do tego, aby dziecko towarzyszyło nam w sytuacjach związanych z finansami np. w banku czy na poczcie?

- Tak. Dzieci to lubią, bo dzięki temu czują się bardziej dorosłe. Jest to okazja, aby podtrzymać zainteresowanie dziecka finansami. To nie będzie lekcja czy wykład. Można wykorzystać, że dziecko o wszystko pyta. Możemy mu np. wytłumaczyć, że poczta nie produkuje żadnych dóbr, ale sprzedaje nam pewną usługę. Dziecko otrzymuje informacje, uruchamiają się jego własne zainteresowania i pytania. Podobnie jest w banku. Przedszkolak nie rozumie wielu słów związanych z bankowością. Wyjaśniając je, możemy mu opowiadać o prostych mechanizmach, rozmawiać o bankowych stanowiskach, o znaczeniu podpisu, dowodu osobistego, jakie są konsekwencje zgubienia karty płatniczej. Dla dziecka nie ma znaczenia czy słucha bajki, czy opowieści o dorosłych sprawach, wszystko go interesuje. Dzięki temu wchodzi w życie dużo bardziej świadome. Dziecko powinno przebywać w kuchni, gdy się gotuje.

Kiedyś zajmowałam się tematem dzieci wychowywanych w rodzinach dysfunkcyjnych. Co ciekawe, te osoby w dorosłym życiu często nie potrafią kupić samochodu lub załatwiać wielu spraw w urzędach, ponieważ nikt z nimi tego nie przećwiczył. Jeśli dziecko od małego bierze udział w rozmowach na takie tematy, nawet gdy tylko siedzi obok i słyszy o czym mówią dorośli, przyswaja informacje. Nie należy obawiać się, że dziecko będzie miało negatywne doświadczenia, bo rodzice rozmawiali przy nim o poważnych sprawach. Oczywiście nie o wszystkim należy rozmawiać z dzieckiem, ale pieniądze do nich nie należą. Materialne sprawy są dla dziecka ważne, ponieważ zewsząd jest otoczone tymi tematami, chociażby w postaci reklam czy przechwałek kolegów. Dzieci mają wygórowane oczekiwania, często powyżej standardu życia swojej rodziny. Lepiej żeby dziecko świadomie współuczestniczyło, współdecydowało i mogło wypowiedzieć swoje zdanie. Wtedy możemy je korygować i wyjaśniać podstawowe mechanizmy. Oczywiście wymaga to od nas podstawowej wiedzy ekonomicznej.

Czy popularny zwyczaj płacenia dzieciom za drobne prace domowe lub oceny pomaga uczyć szacunku do pieniądza, czy sprawia, że dzieci nie chcą wykonywać poleceń jeśli nie wiążą się z żadną nagrodą?

- Bardzo często wypowiadają się zwolennicy obu podejść. Moim zdaniem to kwestia obyczaju w danej rodzinie. Przecież jak dzieci dorosną, będą chodzić do pracy, ponieważ będą dostawać za to pieniądze. Dziecko, które wykonuje prace w domu lub otrzymuje dobre stopnie, nie dostaje kieszonkowego wyłącznie za to, że jest dzieckiem. Lepiej powiązać to z jakimś wysiłkiem dziecka, uczyć, że pieniądze są wynagrodzeniem za pracę. To dość skuteczna metoda motywowania najmłodszych. Kieszonkowe za nic jest trochę bez sensu. Dziecko się uczy, że mu się należy "za nic". Jednak najmłodszy członek rodziny ma robić coś nie dlatego, że dostaje zapłatę, ale dlatego, że każdy w domu ma swoje obowiązki.

Rozmawiała Adrianna Piórkowska

Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy

Partnerzy