Jak i dlaczego uczyć dzieci finansów?

Dzieci nieustannie obserwują dorosłych, by następnie podpatrzone schematy i zachowania zastosować w ich kontaktach z rówieśnikami. Starają się kopiować poczynania rodziców, a na zasadach analogii wypracowują własne nawyki. Niekiedy dobre, innym znów razem złe. Także w obszarze szeroko rozumianych finansów.

Zabawa w dom, w sklep, we własną firmę... Pierwsze samodzielne zakupy w osiedlowym sklepie. Próba odłożenia pieniędzy na nową konsolę lub bieżąca konsumpcja kieszonkowego. To jak dzieci podchodzą do finansów w dużym stopniu zależy od rodziców. Tak samo jak sposób rozmowy o pieniądzach z kolegami i koleżankami, szacunek do posiadanych przedmiotów i ubrań, który wynoszą z domu.

Za słowami idą działania

Reklama

To jak dorośli opisują i definiują rzeczywistość wokół nich, to jak podchodzą do pieniędzy, do osób biedniejszych i bogatszych od nich - ma wpływ na to, jak dziecko widzi świat i w jaki sposób stara się go opisać i zrozumieć. Powtarza nie tylko zachowania, ale też to, co i jak mówimy, jakie wypowiadamy opinie, jakiego używamy języka. W tym kontekście na nic zdają się tłumaczenia i to w jaki sposób opowiadamy dziecku o świecie, o tym jak funkcjonuje, jeśli nasze słowa nie zostaną wzmocnione właściwym zachowaniem.

Jeśli chcemy uczyć dzieci oszczędzania, samemu tego nie robiąc - najpewniej poniesiemy klęskę. Nawet pomimo szczerych chęci i zaangażowania. Jeśli w wyniku błędów popełnionych w przeszłości nasza obecna sytuacja finansowa jest trudna, nie ukrywajmy tego przed dzieckiem. Zamiast tego wykorzystajmy ten aspekt praktyczny do tłumaczenia i pokazywania skutków niewłaściwych decyzji. Z dużym prawdopodobieństwem w oczach dziecka dostrzeżemy zrozumienie, ale także aktywnie będzie ono próbować nam z trudnej sytuacji wyjść. Czy to na drodze większej wstrzemięźliwości wydatkowej i rezygnacji z niekiedy kosztownych zachcianek, innym znów - dobrym słowem.

Dzieci chcą czuć się doroślejsze niż są, a to oznacza, że z dużym zainteresowaniem przypatrują się codziennym czynnościom, które wykonujemy. Dlatego teorię ze szkoły przekujmy w praktykę. Jeśli uczy się liczyć: dodawać i odejmować, dajmy mu paragon i poprośmy o podliczenie zakupów czy aby nie ma tam błędu. Gdy będzie starsze pozwólmy mu samodzielnie iść do sklepu, zwracając uwagę, by dokładnie przeliczył resztę.

Codziennych czynności, które mogą być okazją do omówienia i pokazania w praktyce jak działa świat finansów jest mnóstwo. Wypłata pieniędzy z bankomatu - to okazja, by wytłumaczyć skąd się w ogóle pieniądze biorą i dlaczego w Polsce płacimy złotymi a nie np. dolarami. Płatność z karty - okazja, by omówić kwestie zarabiania pieniędzy i tego, że nie ma ich nieskończonej ilości, dlatego nie można kupować wszystkiego, co byśmy tylko chcieli.

Pokażmy domowy budżet

Bez mówienia dokładnie jakie są dochody w gospodarstwie domowym, można włączyć dziecko w planowanie wydatków i wybór konkretnych produktów. Pokazując, że niekiedy droższe nie znaczy lepsze - uczymy szukania oszczędności na co dzień. Odkładając do słoika lub skarbonki nawet niewielkie kwoty - pokazujemy dziecku, że robimy to systematycznie, więc dlaczego on nie miałby tego także robić? Na koniec wspólna wyprawa za miasto z zaoszczędzonych pieniędzy może być okazją do wytłumaczenia roli planowania wydatków i korzyści, jakie płyną z odłożenia konsumpcji na później.

Z wiekiem tematów do wspólnych finansowych rozmów będzie tylko więcej. Tak samo jak potrzeb nastolatka, który w większym stopniu będzie determinować opiniami innych. To zaś skutkuje często tym, że w jego obszarze zainteresowań pojawiają się konkretne przedmioty, często firmowe, a przez to droższe. To naturalna kolej rzeczy, gdyż rówieśnicy wywołują ogromną presję. To dobry moment, by przejść na kolejny etap zaawansowania i włączyć dziecko w proces wydatkowy w domu. Zaangażujemy go w tworzenie domowego budżetu. Dzięki temu zobaczy w praktyce, że możliwości wydatkowe są ograniczone.

Wybierając ubezpieczenie - zapytajmy go o zdanie i poprośmy, żeby przejrzał oferty. Tak samo przy zakupie nowej pralki lub lodówki. Pokazujmy, że wydatki w budżecie nie mogą przekroczyć wyznaczonej granicy, gdyż nie będziemy w stanie oszczędzać. Powoli wdrażajmy go w nasze decyzje oszczędnościowe - np. na emeryturę lub założonym specjalnym funduszu dla niego na studia wyższe na zagranicznej uczelni. Może go to dodatkowo zmotywować do nauki chociażby języka obcego.

Nie bójmy się powiedzieć nie

Co jednak zrobić, gdy potrzeby zakupowe nastolatka istotnie wzrastają, ale ceny wymarzonych produktów są nieakceptowalne? Czy powinniśmy za każdym razem odmawiać? Dobrym rozwiązaniem jest współfinansowanie takich zakupów. Wyznaczamy zatem poziom wkładu własnego: np. nie więcej niż 150 zł na nowe spodnie albo 200 zł na buty. Do tej kwoty finansujemy zakupy. Jeśli cena jest wyższa, to dziecko musi postarać się uzupełnić różnicę. Czy to na drodze wykorzystania kieszonkowego czy pracy dorywczej - musi mieć swój wkład w zakupy. Uczy się dzięki temu, że w nabycie nowych przedmiotów trzeba włożyć odpowiednio duży wysiłek: tym większy, czym wyższa cena. Połączmy to z wytłumaczeniem, że jeden zakup stanowi określony procent wydatków zaplanowanych na ten miesiąc.

O wiele ostrożniej należy podchodzić do kwestii realizacji pasji i ich finansowania. Na etapie dziecięcym i dorastania trudno określić, co na dłużej przyciągnie młodą osobę. Jeśli chce nauczyć się grać na gitarze, pójść na lekcje baletu, śpiewu, tańca towarzyskiego czy języka rosyjskiego - powinniśmy udostępnić mu taką możliwość. Nawet jeśli zapał szybko minie. Nie oznacza to jednak, że na wszystko powinniśmy się zgadzać. Wprowadźmy jasną zasadę, coś na wzór kontraktu: oczywiście, że możesz uczęszczać na lekcje tańca, ale uważam, że powinieneś więcej uwagi przyłożyć do języka angielskiego. Nie mam nic przeciwko lekcjom gry na gitarze, ale raz w tygodniu będziesz zobowiązany do zorganizowania przynajmniej piętnastominutowego występu dla rodziny.

To rodzice dbają o rozwój dziecka i jego ciekawość świata. Budując poczucie własnej wartości - np. bijąc brawa często i długo podczas cotygodniowych występów - sprawiamy, że dziecko nie traci od razu zapału, a trudne początki i porażki nie są aż tak dotkliwe.

Co robić jeśli dziecko szybko się nudzi i zamiast kontynuować naukę - zaczyna szukać kolejnych kursów lub zajęć dodatkowych? Najważniejsza jest rozmowa i umiejętność argumentowania. Czym wcześniej tego nauczymy dziecko, tym lepiej. Nie bójmy się jednak powiedzieć nie. Pamiętajmy, że to rodzice wyznaczają granice. Jeśli dziecko jest w stanie nas przekonać do zasadności danego wydatku, możemy - ponownie - zgodzić się na jego współfinansowanie.

mk

Dowiedz się więcej na temat: edukacja | dzieci | finanse | oszczędności
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy

Partnerzy