Ekonomia behawioralna, czyli uwaga na emocje

Odkładając z myślą o – przykładowo – emeryturze, w końcu zaczniemy rozważać możliwości pomnażania zebranego kapitału w sposób bardziej efektywny niż lokata terminowa lub obligacje skarbowe. Jednakże zanim zaczniemy inwestować w ryzykowne instrumenty finansowe obecne na rynku, pamiętajmy, że główną przeszkodą w osiągnięciu sukcesu najczęściej jest nie rynek, a my sami. A mówiąc precyzyjniej – nasze emocje.

O wewnętrznym, mentalnym księgowym, który rozdziela różne procesy finansowe na co dzień według naszych własnych emocji i tego jak podchodzimy do różnych procesów, pisaliśmy [Mentalny księgowy: Każdy ma swojego]. Te same zasady, podobne procesy obowiązują podczas inwestycji w ryzykowne aktywa finansowe, np. akcje, obligacje korporacyjne, itp.

Relatywizacja straty

Reklama

Początkujący inwestorzy często decydują się inwestować na giełdzie nie mając większej wiedzy o tym jak funkcjonuje rynek kapitałowy, co powoduje wzrost cen, a co jej spadek. Zbyt często działają pod wpływem emocji: chciwości - gdy chcą za wszelką cenę skorzystać z hossy i kupują papiery wartościowe na tzw. szczycie; lub strachu - gdy sprzedają akcje w tzw. dołku, gdyż boją się, że ceny jeszcze spadną. Zamiast taką decyzję podjąć wcześniej, wierzą, że rynek "odbije", a po chwilowych spadkach wrócą wzrosty.

Emocje nie są tu dobrym doradcą. Z jednej strony dlatego, że dla większości oszczędzających strata nie jest czymś, czego mogli się nauczyć. Nie mają opracowanych mechanizmów, ani planu co robić, gdy scenariusz idzie nie po ich myśli. Z drugiej zaś początkujący opiera swoje decyzje inwestycyjne o opinie innych lub chwilowe trendy na rynku, zamiast dogłębnej analizy danej spółki, branży lub - szerzej - koniunktury w gospodarce.

Problem jest zatem dwojakiego charakteru. Po pierwsze: kupujemy akcje kierując się instynktem i przeczuciami, a nie analizą i faktyczną oceną wartości. Po drugie: nie potrafimy "pożegnać" się z nietrafionymi inwestycjami, pozwalamy stracie rosnąć zamiast szybko ją ucinać (np. na poziomie 10 proc.). Także często stosowana w niewłaściwy sposób zasada uśredniania, tj. dokupywania akcji po coraz niższych cenach z nadzieją, że cena odbije - dodatkowo pogłębia straty, które z czasem coraz trudniej odrobić.

Mentalna księgowość sprawia, że potrafimy wytłumaczyć sobie tego typu działania, uzasadnić je, gdyż na końcu każdej akcji widzimy tylko pozytywny efekt.

Co może pójść nie tak? Kupując akcje na zasadzie losowości, kierując się jedynie względami emocjonalnymi (kupuję akcje, bo robię zakupy w tym sklepie, albo znam tę markę), dobieramy do portfela spółki, które finansowo mogą wyglądać bardzo źle. Poziom zadłużenia może przekraczać bezpieczne normy, firma przestała przynosić zyski albo konkurencja jest zbyt silna i powoli dany podmiot traci udział w rynku. Uśredniając "bez końca" akcje tych firm pogłębiamy jedynie zaangażowanie w podmioty, które "schodzą" z rynku, a my zamiast inwestować - walczymy o odrobienie strat.

Przywiązanie do zysku, czyli…

...lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu... Mentalny księgowy nakazuje nam jak najszybciej księgować zyski, zamiast pozwolić im rosnąć. Tym samym, przy niewielkich wzrostach zamykamy pozycję, gdyż boimy się, że ceny spadną. Dzieje się tak dlatego, że o wiele większą uwagę przywiązujemy do teraźniejszych zysków (lepiej je mieć niż nie). Dalszy wzrost ceny w przyszłości jest niepewny, nie chcemy więc ryzykować.

Ponownie zwrócić uwagę należy na dwie sprawy. Minimalne zyski nie są w stanie pokryć strat powstałych na innych aktywach, tym bardziej, że w porównaniu do wzrostów, spadkom pozwalamy rosnąć, i rosnąć. Niewielkie zyski tworzą poczucie, że panujemy nad sytuacją i osiągamy dochody z inwestycji. Jednocześnie wierzymy, że odrobimy straty na papierach wartościowych, co oznacza, że niedługo cały portfel będzie dochodowy. To wystarczy byśmy czuli się na początku dobrze.

Brak wiedzy i planu inwestycyjnego, w połączeniu z błędami behawioralnymi zazwyczaj kończy się tak samo - stratą i rezygnacją z dalszego inwestowania.

Inwestor (nie)racjonalny

Klasyczna ekonomia głosi, że inwestor za każdym razem postępuje racjonalnie - maksymalizuje ryzki przy jednoczesnym ograniczaniu ryzyka. Ekonomia behawioralna natomiast (w tym noblista Richard Thaler) dowodzi, że błędy poznawcze i nieracjonalne decyzje są wpisane w wybory ludzi.

Wiedząc, że podejmujemy niewłaściwe decyzje, możemy odpowiednio podejść do tematu inwestycji. Chodzi o plan działania, który tworzymy i przestrzegamy na wszystkich etapach budowy kapitału i jego pomnażania.

Jeśli wiemy, że dokonywany przez nas wybór spółek dotychczas charakteryzował się dużym poziomem losowości - ustalmy kryteria, w oparciu o które będziemy dobierać aktywa. Może to być zadłużenie, wskaźniki rentowności, wskaźniki giełdowe, przychody, przepływy pieniężne, itd.

Dobrym sposobem jest dywersyfikacja, czyli różnicowanie inwestycji. Nie kupujemy zatem akcji jednej firmy, a kilku lub kilkunastu. Raz na kwartał, raz na pół roku albo raz w roku (po wynikach finansowych publikowanych przez notowane na giełdzie spółki) poświęćmy trochę czasu na przegląd inwestycji. Akcje firmy, które pogorszyły wskaźniki, sprzedajemy, a w ich miejsce dobieramy kolejne.

Na giełdzie warto rozważyć inwestowanie długoterminowe. Dzięki temu minimalizujemy prawdopodobieństwo nietrafionej inwestycji, sprzedaży posiadanych papierów wartościowych pod wpływem emocji w "dołku". Starajmy się także inwestować na rynku systematycznie. Ta zasada ogranicza możliwość kupna akcji przewartościowanych.

Jeśli samodzielny dobór akcji według strategii i wcześniej ustalonych wytycznych nie jest dla nas, zostawmy to profesjonalistom. Tym samym godzimy się na wyższe koszty niż przy własnej inwestycji, ale w zamian ściągamy sobie z głowy szereg obowiązków. Do nas należy już tylko wybór właściwego funduszu (lub funduszy) i realizacja systematycznych wpłat.

mk

Dowiedz się więcej na temat: inwestowanie | odkładanie na emeryturę | akcje | inwestor
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy

Partnerzy