Nauka oszczędzania to zadanie dla rodziców

Wiedzę o finansach, to jak podchodzimy do kwestii oszczędzania pieniędzy, zarządzania domowym budżetem, czy zaciągania kredytów i pożyczek – dzieci wynoszą z domu. Często więc popełniają te same błędy i powielają te same zachowania jak ich rodzice.

W dzisiejszym świecie bez podstawowej wiedzy o finansach trudno się poruszać. Dotyczy to wielu spraw: odkładania na emeryturę, zarządzania budżetem w taki sposób, aby jak najwięcej co miesiąc wygospodarować wolnych środków, zaciągania kredytów i minimalizowania ryzyka wpadnięcia w pętlę niewypłacalności. Edukacja finansowa to jednak coś więcej. To także umiejętność pomnażania pieniędzy i ich inwestycja.

Reklama

Szkoła nie przekazuje wiedzy ekonomicznej w wystarczająco zaawansowany sposób. Trudno oczekiwać, by 45 minut raz, maksymalnie dwa razy w tygodniu wystarczyło na szerokie omówienie skomplikowanych niekiedy tematów z zakresu finansów.

Rozwiązaniem jest połączenie teorii ze szkoły z praktyczną edukacją finansową w domu. Optymalne warunki powstają wtedy, gdy dzieci mają możliwość przełożenia wiedzy teoretycznej na praktyczną. Ma to zastosowanie w obie strony. Zarówno ta zdobyta w szkole może przydać się w domu, podczas planowania zakupów czy większych wydatków, jak i ta wyniesiona z domu podczas omawiania zagadnień z nauczycielem.

Podstawą jest zatem dopuszczenie dziecka do spraw finansowych w domu. Może, a wręcz powinno, przyjmować to różne formy w zależności od wieku pociechy.

Zabawa w bank przynosi efekty, gdy dziecko jest jeszcze na tyle małe, że chce się angażować w tego typu aktywności. Z drugiej strony - rozbudowana wersja, polegająca na wypłacie premii od zaoszczędzonych pieniędzy w danym okresie - przyniesie efekt również z nastolatkami.

Zanim dziecko pójdzie do swojej pierwszej pracy, nawet dorywczej - dostaje kieszonkowe. To sposób by wdrożyć go w świat bankowości otwierając pierwszy rachunek i pamiętając, że może on mieć różne funkcjonalności w zależności - ponownie -  od wieku dziecka.

Są na rynku dostępne konta nawet dla kilkulatków, chociaż w tym wypadku, posłuży raczej za "skarbonkę", do której rodzice mogą odkładać pieniądze na przyszłość. Starsze mają możliwość aktywnego zarządzania sowimi finansami. Przelewy, płatności kartą - niczym się nie różnią od tych przewidzianych dla dorosłych użytkowników. To jednak rodzic ustala limity dzienne i miesięczne. Dla bezpieczeństwa może również określić ograniczenia dla płatności w internecie.

Bez konta w XXI wieku jest coraz trudniej funkcjonować. Pracodawca wypłaca na podany rachunek pensję. Potrzebujemy go by inwestować, oszczędzać. Dlatego, chociaż te najbardziej złożone funkcjonalności, jak inwestycje czy kredyty nie będą dostępne dla nastolatków, warto im wyjaśniać jak to działa, chociażby aktywnie włączając w podejmowane przez rodziców decyzje.

Możliwości jest wiele. Płacenie rachunków i wypełnianie danych do przelewu spróbujmy zrobić razem. Chodząc na zakupy - pozwólmy zarządzać listą zakupową, ustalając maksymalny budżet, w którym powinniśmy się zmieścić. Unikamy dzięki temu wyobrażenia wśród dzieci, że pieniądze po prostu są: na karcie, w portfelu, na rachunku bankowym. Zwłaszcza te młodsze mogę mieć błędne przekonanie, że wystarczy przyłożyć kartę płatniczą do terminala i gotowe. A tak przecież nie jest. Mało tego, stopniowe wdrażanie w sprawy finansowe to nie tylko edukacja, ale również uświadamianie ile życie na co dzień kosztuje i z jakimi wydatkami się wiąże. Rachunki, opłaty za media, raty kredytowe - najpierw ogólnie, a następnie coraz bardziej szczegółowo tłumaczymy, o co w tym chodzi. Nie bójmy się rozmawiać o finansach z dziećmi. W przyszłości nie dadzą się zaskoczyć, a jeśli popełnią błąd będą wiedzieć, co i jak zrobić. Nawet jeśli miałyby wrócić do rodziców z prośbą o pomoc jest lepszym rozwiązaniem, niż samodzielna walka z trudnościami. Jeśli będą w nas widzieć partnera i doradcę w sprawach finansowych, to dobrze.

Pozwólmy także dziecku zarabiać. Możemy wprowadzić system wynagradzania za pewne czynności, co będzie atrakcyjne zwłaszcza dla młodszych. Starsze, najczęściej dostają już kieszonkowe, wypłacane cyklicznie, ale jego wysokość także można uzależnić od kilku czynników. W oparciu o takie zasady zyskujemy podwójnie: dziecko zaczyna rozumieć, że praca, która nie zawsze jest przyjemna, a najczęściej wymaga od nas zrezygnowania z przyjemności.

Jak dziecko zacznie już "zarabiać", to kolejnym krokiem jest oszczędzanie. Musimy zacząć od podstaw: dlaczego oszczędzamy i jak staramy się to robić. Zamiast tylko tłumaczyć, postarajmy się wdrożyć w system swoje dzieci. Poczują, że są częścią czegoś większego, a oprócz tego będą się uczyć. Może to być prosty cel: wycieczka weekendowa, nowy sprzęt sportowy, czy gra komputerowa.

Sprawdzi się słoik albo skarbonka, by dziecko mogło nie tylko zwizualizować cel, ale zobaczyć też efekty. Każde odłożone przez niego 5 zł, skutkuje tym, że my też odkładamy 5 zł. Jeśli dziecko niecierpliwi się i zamiast odkładać dalej, albo co gorsza chce wydać te pieniądze niezgodnie z celem, to moment, by pomówić o tym, że oszczędzanie nie jest proste, ale bardzo ważne. Dajmy swoje przykłady, np. o odkładaniu na nowy samochód. Nie denerwujmy się, a tłumaczmy i próbujmy wdrażać dodatkowe premie motywujące i bonusy. Naszym zadaniem jest przejść wraz z dzieckiem przez cały proces, który może i często tak będzie zakończy się niepowodzeniem. Pokus może być zbyt dużo.

kw

Dowiedz się więcej na temat: oszczędzanie | nauka oszczędzania | dzieci
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy

Partnerzy