Mentalny księgowy: Każdy ma swojego

W klasycznym modelu ekonomii poziom oszczędności zależny jest od tego jakie ludzie mają możliwości zarabiania i pomnażania kapitału. To tzw. teoria cyklu życia. Noblista Richard Thaler udowadnia jednak, że w rzeczywistości wszystko kształtuje się w odmienny sposób.

Hipoteza cyklu życia zakłada, że konsument dąży do osiągnięcia stabilnego w długim terminie standardu materialnego, czyli coraz wyższego poziomu życia. Zmierza on zatem do tego, by wypracować tzw. dochód permanentny, który pozwoli mu na emeryturze żyć na stałej, oczekiwanej przez niego stopie dobrobytu.

Reklama

Temu celowi (zabezpieczenie starości, a nie troska o potomstwo) w teorii jednostka podporządkowuje oszczędności. Te natomiast wahają się w czasie. W młodości żyjemy głównie na kredyt, bo stopa dochodu nie pozwala na pokrycie wszystkich wydatków. Tak jest w okresie dzieciństwa i nauki (gdy utrzymują nas rodzice). Z czasem, gdy zarobki rosną, także stopa oszczędności powinna się zwiększać, tylko po to, by po przejściu na emeryturę móc skonsumować zgromadzony kapitał.

Tak to wygląda w teorii. Można jednakże wskazać na pewne zjawiska, które w rzeczywistości nie zachodzą.

Behawioralnie działamy nieracjonalnie

Po pierwsze ludzie nie postępują racjonalnie. Dotyczy to także finansów domowych. Wydajemy pieniądze (na bieżącą konsumpcję i przyjemności) zamiast je odkładać. Trzymamy kapitał na nieoprocentowanych rachunkach zamiast pomnażać bądź przynajmniej przeciwdziałać stracie ich wartości, co następuje w wyniku inflacji.

Nie jest powiedziane także, że wraz ze wzrostem comiesięcznego wynagrodzenia, ludzie odkładają więcej (nawet pomimo tego, że powinni). Nie jest też zasadą, że ludzie będą oszczędzać przez całe życie, bowiem trudno im zdyskontować przyszłość i myśleć o tak odległych czasach jak emerytura. Częściej definiują krótko- bądź średnioterminowe cele, które w ich perspektywie są znacznie bardziej realne i "atrakcyjne", jak nowy samochód lub wakacje, niż zabezpieczenie starości.

Najtrudniejsze są początki. Łatwiej nam uzasadnić wydatek już dzisiaj, niż zrezygnować z konsumpcji na rzecz przyszłej emerytury. Potrafimy się skutecznie przekonywać, że za 10-15 lat będziemy zarabiać wystarczająco, by szybko odłożyć potrzebny kapitał. Wmawiamy sobie, że od jutra zaczniemy oszczędzać i odkładać pieniądze. Na koniec kolejnego dnia ponownie pojawia się to samo stwierdzenie. I tak bez końca.

Mentalny księgowy

Dlaczego tak się dzieje tłumaczy Thaler. Powodów dlaczego odkładamy proces oszczędzania, dlaczego wolimy kupić nowy telefon niż odłożyć te pieniądze, a także jaką rolę w tym wszystkim odgrywają emocje i zachowania.

Okazuje się, że ludzie księgują wydatki i przychody w sposób zbliżony do firm prowadzących rachunkowość. Z tą różnicą, że jeśli księgowa dzieli wszystko na dwie kolumny (prawą i lewą stronę bilansu) już po powstaniu zdarzenia księgowego, ludzie przypisują pieniądzom wiele kategorii emocjonalnych także zanim faktycznie powstaną. Z tego powodu jeśli dostaniemy 100 zł od babci i wiemy, że wygospodarowanie przez nią tych dodatkowych pieniędzy było obarczone wieloma wyrzeczeniami, znacznie ostrożniej podejdziemy do ich wydawania, niż w przypadku 100 zł od rodziców, którzy co tydzień zasilają nasz budżet kolejnym przelewem.

Inaczej wydajemy pieniądze z ciężkiej pracy, np. w oparciu o nadgodziny i nieprzespane noce, inaczej - z cyklicznie przelewanej na konto pensji. Tak samo wygrana na loterii wśród wielu zwycięzców powoduje zerwanie wszelkich hamulców, co niekiedy kończy się nawet wpadnięciem w długi. Najprościej wydać pieniądze, które łatwo zdobyliśmy.

Konsekwencje tego emocjonalnego szufladkowania pieniędzy przez wewnętrznego, mentalnego księgowego Thaler mnoży i dodaje, że ma to wpływ także na oszczędności i konsumpcję. Pokazał on w licznych artykułach, że jeśli już decydujemy się na oszczędzanie to niekiedy bez większych skrupułów wydajemy zebrane kwoty, innym zaś razem - cierpliwie odkładamy kolejne kwoty i nie sięgamy do odłożonych pieniędzy.

Istotny jest zatem cel...

Ludzie mają tendencję do nadawania większej wagi wydatkom obecnym, niż przyszłym. Sięgają wiec po oszczędności emerytalne by kupić nowy samochód, bo stary się zespół. Z drugiej strony obniżają poziom własnego życia, rezygnując z części dotychczasowych wydatków, by tylko utrzymać zadeklarowany poziom wpłaty do funduszu na edukację dziecka, na mieszkanie dla córki lub kapitał na pierwszy biznes dla syna.

Mentalny księgowy raz przegrywa z emocjami, by przy kolejnym z pełną determinacją wypełnić zamierzone cele.

To zaś prowadzi do inicjatyw, które się całkowicie wykluczają. Thaler pyta: dlaczego ludzie jednocześnie oszczędzają i zaciągają pożyczki? Dlaczego zamiast odkładać, wydają pieniądze na codzienne błahe potrzeby?

Noblista nie tylko stawia jednak zasadnicze pytania o finansową kondycję ludzi, ale próbuje znaleźć też odpowiedź i wskazać rozwiązanie, jak niekiedy z sytuacji nieracjonalnych wyjść obronną ręką.

Dlaczego zatem ludzie pożyczają pieniądze chociaż mają je odłożone? Cóż, jeśli cel na który odkładają jest bardzo ważny dla nich, to wolą wziąć pożyczkę (stopa oprocentowania kredytu jest znacznie wyższa niż stopa dochodu dla oszczędzanego kapitału), niż nadszarpnąć oszczędności.

Z drugiej strony niekiedy ważny cel w przyszłości nie wystarczy, by systematycznie oszczędzać. Tak jest dla wielu w przypadku emerytury. Thaler wprowadza zatem teorię "impulsu" i proponuje plan oszczędnościowy - SMART (Save More Tomorrow). Jeśli zatem jesteśmy z powodu krótkoterminowych zachcianek gotowi porzucić długoterminowe cele, można zastosować "impuls" (nudging - jak pisał Thaler), by jednak wytrwał przy swoich wieloletnich planach. Może to być zachęta finansowa. Jeśli konsument ma odkładać 4 proc. miesięcznie z pensji, to znacznie chętniej się na to zgodzi, jeśli pracodawca weźmie na siebie 2 proc. a on sam będzie musiał dołożyć kolejne 2 proc. Efekt dodatkowo podkreśla zaangażowanie państwa, które przykładowo wypłaci raz w roku dodatkową premię. To samo można osiągnąć deklarując podwyżkę, ale pod warunkiem, że trafi ona na wieloletni program emerytalny. Pracownik nie poczuje, że pieniądze są mu zabierane, a on będzie zmuszony ograniczać wydatki. Zamiast tego po stronie dochodowej nic się praktycznie nie zmienia, ale pracownik ma przeświadczenie, że dodatkowe pieniądze pracują na jego przyszłość (bez wyrzeczeń po jego stronie), przez co będzie mniej zdeterminowany, by przestać oszczędzać.

Najważniejsza sprawa to jednak dobrowolność systemu. Jeśli pracownik będzie chciał się z niego wypisać, musi mieć takie prawo i możliwość. W tym kontekście sprawdza się, co dowiódł Thaler, automatyzm zapisu i dobrowolność wyjścia. Wolny wybór w tym procesie jest kluczowy, by ludzie czuli, że te pieniądze należą do nich (a nie do państwa).

mk

Dowiedz się więcej na temat: oszczędności | oszczędzanie pieniędzy
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy

Partnerzy