Wczesne formy pieniądza

Współczesna gospodarka jest od kilkudziesięciu lat przykładem na to, że możliwe jest istnienie tzw. pieniądza fiducjarnego. Jest to pieniądz o wartości czysto umownej, opartej wyłącznie o pewną społeczną umowę, nieposiadający żadnej wartości użytkowej. Taki system pieniężny wymaga jednak bardzo wysokich poziomów zaufania społecznego i przez wieki był dla ludzkości z praktycznych względów, niewyobrażalny. Dlatego też pierwsze formy pieniądza były tzw. pieniądzem towarowym lub płacidłem. Były one zwykłym towarem, który zaczął mieć zastosowanie pieniężne do obsługi przeróżnych transakcji.

Jedną z najstarszych postaci towaru stosowanego jako pieniądz były duże zwierzęta hodowlane, takie jak krowy, owce albo wielbłądy. Można je było łatwo przemieszczać, miały porównywalną wartość i raczej nie traciły jej w czasie (każde z tych zwierząt żyje dość długo, a w dłuższej perspektywie reprodukuje się). Fakt, że historia zna przykłady stosowania zwierząt w roli pieniędzy, świadczy o tym, że zalety takiego rozwiązania musiały przewyższać wady. Mimo to wady te były dość poważne. Po pierwsze, zwierzęta są niepodzielne: trudno byłoby zapłacić piekarzowi za bułki wielbłądem. Po drugie, utrzymanie zwierzęcia-pieniądza jest kosztowne - nie da się zamknąć owcy na klucz w skrzyni, trzeba jej zapewnić pokarm i schronienie. Po trzecie, wartość zwierząt nie jest jednakowa: o ile dwa banknoty pięćdziesięciozłotowe są warte tyle samo, co jeden stuzłotowy, tak już ogier i klacz powinny być warte więcej niż dwa ogiery, a to ze względu na możliwość reprodukcji. M. in. takie niedogodności skłoniły ludzkość do poszukiwania alternatywnych form pieniądza.

Reklama

Drugim typem pieniądza, który na długie wieki wszedł do powszechnego użycia, były metale szlachetne. Do ich zalet należały przede wszystkim: duża mobilność (wysoka wartość zawarta w małej ilości kruszcu oznacza, że metale szlachetne są lekkie i poręczne), wysoka podzielność oraz trwałość. Dzięki tym przedmiotom złoto i srebro wciąż funkcjonuje w popularnej wyobraźni jako synonim bogactwa i pieniądza - choć warto zauważyć, że współcześnie posługiwanie się metalami szlachetnymi w roli pieniędzy byłoby niemożliwe choćby z tego względu, że łączna kwota wszystkich transakcji zawieranych na świecie wielokrotnie przewyższa wartość całego istniejącego na Ziemi złota.

Problem, z którym musieli mierzyć się dawni kupcy posługujący się pieniądzem kruszcowym, był zgoła inny. Polegał mianowicie na trudności w określeniu zawartości czystego złota lub srebra w przedstawianej sztabce. Łatwość tworzenia stopów metali szlachetnych z pospolitymi okazała się zmorą osób trudniących się handlem i szansą dla fałszerzy. W sukurs przyszły wtedy instytucje państwa (mennice królewskie), które - po potwierdzeniu wymaganej zawartości złota w przedstawionej próbie - stemplowały ją unikalną pieczęcią, wytwarzając monety.

Podrobić królewski stempel było trudno, stąd fałszowanie monet stało się skomplikowanym i raczej rzadkim procederem. Okazało się jednak, że sami władcy, pełniący dotychczas rolę strażników wartości monet, zaczęli podkopywać stabilność systemu monetarnego, bijąc monety ze stopów zawierających coraz mniej cennego kruszcu. Takie nowe monety początkowo były uznawane za równorzędne względem dawnych - ich wartość poświadczał przecież własnym autorytetem król. Z czasem jednak mechanizmy rynkowe (czyli, mówiąc wprost, ceny) reagowały na fałszerstwa, co objawiało się okresami podwyższonej inflacji, spadkiem zaufania do pieniądza i ograniczeniem handlu.

Na koniec warto wspomnieć o pewnym specyficznym problemie związanym z równoległym stosowaniem złota i srebra w roli pieniądza, czyli o bimetalizmie. W ramach bimetalizmu władcy dawnej Europy bili zazwyczaj monety złote i srebrne, których wartości przeliczane były po stałym kursie, np. jedna moneta złota mogła być warta tyle, co 12 srebrnych. Sztywny kurs był utrzymywany nawet wtedy, gdy rynkowa cena któregoś z metali się zmieniała (np. na skutek odkrycia nowych złóż). Na pierwszy rzut oka taka sytuacja mogłaby się wydawać podobna do współczesnej - przecież dzisiaj też posługujemy się groszami i złotymi, przy czym jeden złoty jest równowartością 100 groszy.

Wyobraźmy sobie jednak, że rzeczywiste wartości złotych i groszy zaczynają się zmieniać. Dla ułatwienia załóżmy, że istnieją tylko monety jednozłotowe i jednogroszowe. Wyobraźmy sobie teraz, że przychodzimy do piekarni chcąc kupić pieczywo. Piekarz informuje nas, że jedna bułka kosztuje 1 zł. Postanawiamy zapłacić groszami. Piekarz jednak nie lubi nosić tylu drobnych monet i informuje nas, że jeśli nie użyjemy złotych, będziemy musieli zapłacić 120 gr. Jeśli dysponujemy złotówką, możemy zakupić naszą bułkę. Jeśli jednak po drodze do piekarni wymieniliśmy w banku 1 zł na 100 gr (po oficjalnym kursie!), nie będzie nas stać na zakupy.

Powyższy nieco przewrotny przykład pokazuje, dlaczego od bimetalizmu zwrócono się ku systemowi opartemu o jeden kruszec.

Sebastian A. Roy

Dowiedz się więcej na temat: pieniądz
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy

Partnerzy